Rozmowa z JANUSZEM ARASIEM, byłym komendantem powiatowym policji w Iławie. Po roku został odwołany ze stanowiska wicekomendanta wojewódzkiego policji w Olsztynie. Ma to związek z niejasnościami wokół zakupu przez niego samochodu z komisu w Iławie.
JOANNA MAJEWSKA: – Wyjaśnijmy na początku, na jakiej pozycji teraz pan się znajduje. Został pan wyrzucony, zawieszony czy też odwołany?
JANUSZ ARAŚ: – Jako oficer policji, zastępca komendanta wojewódzkiego policji w Olsztynie szanuję decyzję komendanta głównego policji i przyjąłem ją do wiadomości. Jestem do tego zobowiązany i nie chcę z tym dyskutować i polemizować. Jestem odwołany ze stanowiska wicekomendanta, co nie znaczy, że zostałem wyrzucony lub zawieszony. Przebywam obecnie na zaległym urlopie z 2005 roku w pełnej gotowości do służby, czyli w dyspozycji komendanta głównego policji.
– Czy komendant główny policji w Warszawie zapoznał się już z pana wersją dotyczącą zakupu przez pana samochodu w jednym z iławskich komisów? Dodajmy, problematycznego samochodu, co było właśnie powodem odwołania pana ze stanowiska.
– Tak, zapoznałem komendanta głównego policji i przedstawiłem mu swoją wersję wydarzeń dotyczącą zakupu przeze mnie samochodu osobowego renault scenic. Wskazałem także dokumenty świadczące o tym, jaką kwotę za ów problematyczny samochód zapłaciłem.
– Rozpoczęło się już śledztwo w pana sprawie, które prowadzi bydgoska prokuratura.
– Jest ono prowadzone w sprawie, a nie przeciwko mnie i to jest znaczna różnica. Nie postawiono mi żadnych zarzutów. Mam nadzieję, że to śledztwo, w którym pojawia się moje nazwisko w sprawie korupcji, będzie przeprowadzone szybko.
– Był pan już przesłuchiwany?
– Do tej pory Biuro Spraw Wewnętrznych i prokurator ze mną nie rozmawiali. Znam wszystkie procedury dotyczące postępowania przygotowawczego i wiem, że zostanę niedługo wezwany do bydgoskiej prokuratury i na to jestem przygotowany. Jestem przekonany, że ta sprawa będzie wyjaśniona wszechstronnie i szczegółowo. Pozytywnie dla mnie.
– Dokumenty w pana sprawie, jak poinformowała nas prokuratura bydgoska, są już w BSW od listopada ubiegłego roku. Dlaczego zatem dopiero teraz został pan odwołany? Może był to hak na pana i czekano na „dogodne” warunki, by wykluczyć pana z gry, a stołek przekazać komuś z wyższej półki? Mam tu na myśli szefa Centralnego Biura Śledczego z Warszawy, Janusza Czerwińskiego.
– Jestem oficerem policji, proszę o następne pytanie.
– Czy to prawda, że w listopadzie dostał pan nagrodę od komendanta głównego policji?
– Tak, dostałem.
– Co takiego się stało, że teraz odgrzebano sprawę zakupu pana samochodu? Dwa lata temu, gdy pierwszy raz rozmawiałam z panem, mówił pan, że w sprawie zakupu nie ma żadnych niejasności, że wszystko jest zgodne z prawem i kupił pan to auto na nieregularne raty, wpłacając najpierw zadatek. Dopiero po zapłacie całości miał pan stać się właścicielem auta.
– Taka jest prawda. Za samochód zapłaciłem 46 tys. złotych w dwóch ratach. Pierwsza płatność miała miejsce 18 marca 2004 roku, gdzie wartość samochodu była wówczas ustalona na 47 tys. zł. Tego dnia wpłaciłem 30 tys. zł tytułem umowy zadatku i taką umowę posiadam (tu komendant pokazuje mi umowę zadatku datowaną na 18 marca 2004, jest tam wpisana kwota 30 tys. zł – red.). Są na niej podpisy kupującego i sprzedającego. Jednak nie byłem wówczas właścicielem tego auta. Jeździłem wtedy na dokumentach poprzedniego właściciela. Kolejna, ostatnia rata, jej termin w umowie zadatkowej był ustalony do 30 września 2004 roku, została wpłacona zgodnie z terminem. Było to 16 tys. złotych. Opuszczono mi cenę o tysiąc złotych z uwagi na to, że w aucie było kilka drobnych wad, które naprawiłem na własny koszt.
– Więc dokumenty potwierdzające zakup auta są w pana posiadaniu?
– Jest umowa zadatku, a z dniem wpłacenia ostatecznej kwoty otrzymałem fakturę kwitującą wpłatę drugiej raty. Dla mnie był to ciąg logiczny. Najpierw 30 tys., a potem 16 tys. zł. Kwoty, obie netto oczywiście, bo nie byłem zobowiązany do opłaty skarbowej.
– Ale nie ma faktury na całość kwoty, tylko na te 16 tys. złotych! Takowego dokumentu, z pełną kwotą zakupu, nie ma też w Wydziale Komunikacji w Iławie.
– Umowa zadatku, którą ja posiadam i jaką przesłałem do bydgoskiej prokuratury, nie znajduje się w iławskim wydziale komunikacji, ponieważ, jak mnie poinformowano, przeniesienia prawa własności samochodu można dokonać na podstawie faktury lub umowy kupna-sprzedaży.
– Ale z tych dokumentów wynika, że kupił pan jednak auto za 16 tys. złotych. Taki ostateczny dokument ma wydział komunikacji, a poprzedni nie został ujęty i nie jest brany pod uwagę. Nie dokonał pan z właścicielem komisu korekty umowy kupna-sprzedaży.
– Ja zapłaciłem za samochód 46 tys. złotych i powtarzam to po raz kolejny. Jak na razie nikt, prokuratura i BSW, ze mną na ten temat nie rozmawiał. Przed wezwaniem do prokuratury pewnych rzeczy niestety nie powiem, nawet pani.
– A może pierwsza zadatkowa umowa w ogóle nie miała miejsca i jest tylko fikcją, jest wyłącznie na papierze? Nie raz widziałam, jak policyjne radiowozy wystawały przed komisem, w którym kupił pan samochód i fundowały mu darmową ochronę. Nie jest to tak, że wynagrodzono panu te lata ochrony?
– Przepraszam bardzo, ale ja nie wystawałem pod tym komisem. Ta hipoteza jest bardzo daleka od prawdy. Z całą stanowczością będę bronił swego dobrego imienia. Umowa nie jest fikcją. Kwota, którą zebrałem na umowę zadatku, została przekazana przelewem z mojego rachunku. O tym, że kupiłem w taki a nie inny sposób ten samochód, wiedzieli moi znajomi, a także współpracownicy. Nie ukrywałem tego. W trakcie odbioru pierwszej wpłaty, zadatkowej, była też obecna osoba z rodziny sprzedającego. Jestem spokojny o moje dobre imię. Nie można tu mówić o jakichś kombinacjach i tym, że „trzymano mnie” w garści.
– Komis ten już dziś nie istnieje. Dopuścił się oszustwa w sprawie jednego ze swych klientów. Jak pan, osoba prawa, czuje się dziś, wiedząc, że „robił” interesy z oszustami?
– Proszę zwrócić uwagę na daty. Dnia 18 marca zawieram z komisem umowę zadatku kupna samochodu. Oszustwa komis dopuścił się w okresie letnim – lipiec bądź sierpień 2004 roku. Z tego, co pamiętam, postępowanie w sprawie owego komisu było prowadzone w dobrym tempie i zakończyło się skierowaniem sprawy do prokuratury. Właściciel komisu poddał się dobrowolnie karze zgodnie z kodeksem postępowania karnego. Wiem też, że pokrzywdzony odzyskał całość kwoty za tamten samochód. Więc, jak widać, w dniu wpłaty zadatku właściciel komisu nie był skazany i nie można tu mówić o tym, że robiłem interes z oszustem.
– Ale w międzyczasie się nim stał, więc nie byłoby lepiej dla pana wycofać się z umowy i spać spokojnie?
– Gdybym to zrobił, wycofał się z umowy zadatkowej, to ponosiłbym koszty związane z postępowaniem według kodeksu cywilnego.
– Jak się pan czuje, jeżdżąc tym samochodem?
– Normalnie. Kupiłem go za ciężko zarobione pieniądze, moje i żony. Wartość samochodu i to, że go kupiłem, podałem w oświadczeniu majątkowym za 2004 rok i za 2005, a powtórzyłem przy obejmowaniu stanowiska wicekomendanta wojewódzkiego policji w Olsztynie.
– Może pan już dziś iść na emeryturę. Jeśli odejdzie pan teraz dobrowolnie, to, wedle przepisów, sprawa przeciwko panu zostanie umorzona, a pan odchodząc nie straci swych uposażeń. Nie lepiej się wycofać i spędzać czas w ciepłym fotelu?
– Nie przyznaję się do winy. Gdybym się do tego przyznawał, to odszedłbym w chwili otrzymania informacji rozpoczęcia wewnętrznego śledztwa. Uważam, że najgorzej byłoby nie walczyć o swe dobre imię, napisać w ciągu kilku dni raport o zwolnienie, wystąpienie z policji, a mam do tego prawo jak każdy policjant już po 15 latach służby (Araś ma 27 lat służby w policji – red.), jednak tego nie zrobię. Liczę, że sprawa zostanie jak najszybciej wyjaśniona i to pozytywnie dla mnie.
JOANNA MAJEWSKA
Janusz Araś, były komendant powiatowej policji w Iławie
i wicekomendant wojewódzki w Olsztynie