LESZEK OLSZEWSKI
Wrząca woda ma to do siebie, że jej temperatura w pewnym momencie już nie wzrośnie. Koniec, kropka. Zaś wrzący nastrój nie ulega fizycznym barierom w skali Celsjusza. A tym niesamowitym cudotwórcą, który doprowadził iławian do stanu wrzenia, jest nie kto inny, jak aferzysta nr 1 tej ziemi od czasu zakończenia II wojny światowej, a mianowicie Jarosław M. (burmistrz zacnego SLD), czyli człowiek-niemowa medialna.
Póki jeszcze machlojki powyższego nie przekroczyły progu lokalnej sensacji – było wesoło, ale z umiarem. Dało się wówczas zauważyć lekką dezorientację społeczeństwa, którą można wyrazić mniej więcej tak: „Niemożliwe, to chyba nieprawda, jakaś nagonka na człowieka”. Później, gdy sensacyjne zarzuty ukazały się ludziom w postaci aktu oskarżenia tutejszej prokuratury, dezorientacja przerodziła się w przeświadczenie, że miasto właśnie zetknęło się z problemem absolutnie nowym w swych najnowszych dziejach, a mianowicie z nowowybranym burmistrzem o – eufemistycznie rzecz ujmując – nie do końca czystych rękach. Ja już wówczas, w gronie znajomych, posunąłem się do opinii myślę dość logicznej, a mianowicie takiej, że skoro człowiek ten ma tak silnie zaznaczone i udokumentowane tendencje mentalne do aktywnego uczestniczenia w zjawiskach z pogranicza oszustw i mataczenia, to zasygnalizowana sprawa może być zaledwie wierzchołkiem góry lodowej. Nie przypominam sobie, żeby Iława kiedykolwiek jako miasto gościła w ogólnokrajowym wydaniu „Gazety Wyborczej” z powodu ohydnych szwindli, a teraz dostąpiła tego zaszczytu i to na pół strony (obok Starachowic i komisji Rywina). „Wyborcza” naświetliła bowiem krajowym odbiorcom aktualny iławski stan rzeczy, zaistniały oczywiście tylko z praprzyczyny pana M. – człowieka bardziej o wyglądzie wystraszonego sołtysa z przygranicznej wioski, niż proeuropejskiego, elokwentnego włodarza wcale dużego kurortu u zachodniego wlotu do Krainy Tysiąca Jezior. Okazja jednakże nadarzyła się nowa, bo ileż można żyć zamianą uliczek w Lubawie 4 lata temu? Szczególnie przy niezmiennie aktualnej, odwiecznej prawdzie, że ciągnie wilka do lasu, choćby iglastego – czyli intelektualistę do książek, bądź festiwali sztuki, pijaka do butelki, a ludzi spod znaku nie najcięższej kondycji moralnej do takichże wyczynów. Bo to – jak w każdym z przedstawionych przypadków – nałóg, a na walkę z nałogiem zwykle się nie ma siły ani ochoty. Wyjątki tylko potwierdzają regułę, niestety J.M. (Jego Machlojkowatość) jest maksymy tej pomnikowym wręcz ucieleśnieniem. Aktualna wiosenno-letnia afera pana burmistrza to nowy wymiar w stosunkach on sam kontra Rada Miejska w Iławie. Tę też starał się wystawić do wiatru we właściwy sobie – słoniowatej lekkości – sposób, czyli taki, że wszystko wyszło na jaw przy pierwszej okazji. Znacie już pewno arkana sprawy zajazdu. Zwróćcie tylko uwagę na pewną recydywę w jego prymitywnym – nie waham się stwierdzić – rozumowaniu. Mamy tutaj do czynienia z człowiekiem, który chyba pozbawiony jest elementarnej umiejętności wyciągania wniosków z tego, co już za nim. Cdn.
LESZEK OLSZEWSKI