– Panie Adamie, w pierwszej turze wśród siedmiu kandydatów na burmistrza miasta otrzymał Pan aż 44% poparcia mieszkańców Iławy. Również do Rady Miejskiej Iławy wprowadził Pan najwięcej radnych. Jak Pan to zrobił? Kampanii wielkiej u Pana nie było. Czarodziej, czy co?
ADAM ŻYLIŃSKI:
– Najprościej byłoby powiedzieć, że jestem dumny i szczęśliwy. Powiem jednak trochę inaczej... Hmmm, do mojego wyniku odnoszę się z głęboką refleksją osobistą. Kiedy poznałem dokładną liczbę oddanych na mnie głosów, przed oczyma, w jednej chwili, przesunęło mi się całe moje życie... Tu już nie powiem ani jednego zdania więcej, bo się zwyczajnie rozkleję. Oto, po długich latach izolacji zafundowanej mi przez dawnych kolegów z władz lokalnych w Iławie, aż blisko 4,5 tysiąca mieszkańców zdecydowało się na niedzielną wędrówkę do wyborczego lokalu, by w sposób absolutnie świadomy postawić znak przy moim nazwisku. Nie mogła mnie spotkać większa nagroda za dotrzymywanie, często w dramatycznych okolicznościach, swych zasad i pryncypiów. To wydarzenie jest dla mnie nie do przecenienia nawet jeśli teraz, w II turze, miałbym te wybory przegrać. I za ten niezwykły akt zaufania wszystkim moim wyborcom, z całego serca, najserdeczniej dziękuję.
– Przy dużej liczbie kandydatów okazało się, że jednak musimy ponownie spotkać się 30 listopada przy wyborczych urnach… Jak ma Pan zamiar przekonać do siebie iławian, którzy nie oddali na Pana głosu w I turze? Wzbraniał się Pan w trakcie kampanii wyborczej przed ogłoszeniem programu wyborczego, przed składaniem obietnic. Podkreślał Pan, że w ewentualnej II turze nie będzie zabiegał o publiczne poparcie od innych kandydatów, by potem nie kupczyć stanowiskami w ratuszu... No i co teraz?!
– Nic w tej materii się nie zmieniło! Trzeba być konsekwentnym, bo to dla wyborcy oznacza bardzo cenny wyróżnik w postaci przewidywalności. Program wyborczy? Proszę wszystkich zainteresowanych o wybaczenie. Dla mnie wyliczanka świetlanych inwestycji dla miasta i wygłaszanie nic nie znaczących okrągłych haseł o łagodzeniu skutków bezrobocia, o poziomie edukacji, czy o rozwoju sportu i kultury, jest tylko demonstrowaniem lekceważenia wyborcy. A tak postępować nie wolno! Tworzenie bez umiaru i namacalnego pokrycia bajkowych scenerii w kampanijnym ferworze, coraz bardziej zniechęca ludzi do udziału w wyborach. Niech wielkim wyrzutem sumienia dla lokalnej klasy politycznej będzie obniżająca się z każdymi wyborami samorządowymi frekwencja.
– Czyli co? Nadal nie chce Pan czarować obietnicami? Nic o zamierzeniach na rzecz Iławy?!
– Ależ to nie tak! Wielokrotnie, żywym i pisanym słowem, w jasny sposób przedstawiałem swoją wizję przyszłości Iławy. I jestem przekonany, że wielu iławian doskonale wie, czego się po mnie spodziewać w oparciu o istniejące realia.
– Może warto choć kilka Pana przemyśleń przypomnieć...
– Mogę zacząć od kwestii fundamentalnej dla całej Polski samorządowej: od pozyskiwania dotacji europejskich. Z przerażeniem obserwuję, że wielu samorządowców, po pierwszej fali wsparcia płynącego szerokim strumieniem z UE, niczego się nie nauczyło. Skupmy się tylko na Iławie. Ratuszowi decydenci nie zrozumieli i nadal pojąć nie mogą, że funkcjonują w przestrzeni jednowymiarowej, kompletnie rozmijając się z tak rozpaczliwie wyczekiwanym niemal przez każdą iławską rodzinę poczuciem życiowej stabilizacji i bezpieczeństwa. Dlatego dziś i jutro flagowym inwestycyjnym zamysłem władz Iławy nie może być jedynie kontynuacja zmasowanego instalowania w głównych ciągach miasta krawężników, kostki brukowej i asfaltu. Koniec z chodzeniem na łatwiznę. Obok estetycznych wrażeń i podnoszenia walorów funkcjonalności Iławy, nic więcej nie zyskujemy. To już było, więc trzeba wyciągać wnioski i wsłuchiwać się w głosy ludzi, bo realia też ulegają zmianom. Projekty unijne, wdrażane przez nasze miasto, muszą mieć charakter kreatywny przede wszystkim dla samych mieszkańców. Tu nie wolno czarować. Powinny być owszem miastotwórcze, ale równocześnie dające nadzieję na ożywienie gospodarcze, dążące do zwiększenia atrakcyjności miejsc pracy, przyciągające do swego rodzinnego miasta młodzież wchodzącą w dorosłe życie.
– Jak Pan chce takie cele osiągnąć? Wielu już wie „co?” trzeba zrobić. Pytanie brzmi: „jak?”.
– Daję słowo, że to nie jest pustosłowie. Zmianę jakościową w sięganiu po zewnętrzne dotacje można wygenerować między innymi poprzez ścisłe powiązanie upowszechniania iławskiego sportu i kultury z procesem edukacyjnym i rozwojem gospodarczym Iławy. Pisałem już o tym pomyśle kilkakrotnie. Cała idea sprowadza się do uwolnienia od uporczywie realizowanego w wielu gminach schematu, który oznacza trzymanie się kurczowo przypisanych ustawą opłotków. Stąd stawiam na koncepcję m.in. parku tematycznego budowanego iławskimi rękoma, na realizację „Strefy Małego Iławianina”, „Strefy Iławskiego Seniora”, na budowę historycznego grodziska staropruskiego wraz z osadą. Stawiam na wiele innych odważnych przedsięwzięć. Jestem otwarty na analizę pomysłów nawet moich rywali. Słyszę „muzeum regionalne?” Czemu nie! Rozmawiajmy. Wszystko po kolei, według skali potrzeb. Wszystko po to, by zdjąć z nas, tu w Iławie, odium prowincjonalnej niemocy. Tematykę inwestycyjną podsumuję pierwszy raz hasłem, i proszę mnie z niego rozliczać: „Lansujmy w naszym mieście wcale niełatwą umiejętność łączenia przyjemnego z pożytecznym”.
– Pozostańmy przy tematyce gospodarczej. Proszę o parę zdań na temat wspierania naszej rodzimej przedsiębiorczości.
– Trudne wyzwanie. Ustawa o zamówieniach publicznych potrafi być tyleż bezmyślna, co bezlitosna. Inna ustawa o tworzeniu i działaniu wielkopowierzchniowych obiektów handlowych wzbudza u jednych bezsilną rozpacz, przez innych jest witana z wielką radością. Jeszcze z pozycji parlamentarnej dodam, że w sejmie niestety nikt nie jest zainteresowany, by cokolwiek z tym fantem zrobić. W Iławie trzeba jednak próbować chronić lokalnych przedsiębiorców na wszystkie dostępne sposoby, oczywiście wystrzegając się łamania prawa. I tu kłania się jawność poczynań lokalnej władzy i precyzyjne przez tę władzę wytyczenie celów do osiągnięcia, po wielokroć publicznie omawianych. Zamówienie publiczne w naszej Iławie, jeśli może być to prawnie możliwe i ekonomicznie uzasadnione, powinno być przede wszystkim skierowane do rodzimych podmiotów. Wynika to z oczywistej przesłanki: powodzenie gospodarcze najmniejszych iławskich firm, i tych jednoosobowych, i tych rodzinnych, i tych zatrudniających kilku, czy kilkunastu pracowników, jest wartością samą w sobie, o kluczowym dla całej naszej wspólnoty znaczeniu. Dlatego władza publiczna musi funkcjonować przewidywalnie, przy otwartej kurtynie. By na oczach mieszkańców i wspólnie z nimi chronić lokalny rynek, bez posądzeń o kumoterstwo, nie tworząc gospodarczej sitwy, uciekając od mętnej realizacji podatkowych umorzeń. Znam iławskie klimaty gospodarcze od podszewki i doskonale wiem jak niezwykle trudnym jest ujęcie w logiczne, sprawiedliwe ramy szeroko rozumianej sieci podmiotów gospodarczych. W każdej odsłonie tego zagadnienia, niczym w grze komputerowej, czai się pułapka. Musimy się jednak zmierzyć z tym problemem, bo pozostawienie samym sobie choćby najmniejszych iławskich przedsiębiorców to grzech niewybaczalny dla burmistrza.
– A co z największym oczekiwaniem iławian: z pozyskaniem dla miasta nowych, atrakcyjnych miejsc pracy? Pan już się przekonał jakie to piekielnie skomplikowane zadanie...
– Proszę nie spodziewać się po mnie populistycznych zapowiedzi. Nic tak nie zniechęca mieszkańców do samorządu jak uprawianie otumaniającego pijaru. Działania pod publiczkę, efekciarstwo, topornie uprawiana propaganda sukcesu, to zachowania niegodne wobec członków samorządowej wspólnoty, obrażające ich inteligencję. Jeśli zostanę burmistrzem Iławy, będę upubliczniał wszelką korespondencję „do” i „z” urzędu miasta, tę mogącą budzić zainteresowanie. Takie wzorce z powodzeniem funkcjonują w krajach skandynawskich. Tam ma to wymiar obywatelskiej edukacji, pozwala na bieżąco śledzić starania magistratu, eliminuje w ten sposób niedopowiedzenia, spekulacje, domysły, każde inne niekorzystne tendencje psujące wizerunek rozumianej jako całość lokalnej społeczności. Ten zamysł zaczerpnąłem z mojego osobistego, bardzo przykrego doświadczenia, kiedy w roku 2000 prowadziłem intensywne rozmowy z przedstawicielami szwedzkiej firmy meblarskiej SWEDWOOD z grupy IKEA, odbywając całą serię spotkań i w konsekwencji wymieniając się stosowną korespondencją. Gdybym wówczas upublicznił wymianę pism powstałych na tę okoliczność, nikt nie odważyłby się posunąć do rozsiewania na ten temat bezmyślnych pomówień mających na celu zdyskredytowanie mojej osoby. A tak, hulaj dusza, piekła nie ma. Do dzisiaj jeszcze słyszę absurdalne tezy wygłaszane na powyższy temat przez, zdawałoby się, rozsądnych ludzi. Zgodnie z zasadą „lepiej późno, niż wcale”, by raz na zawsze zamknąć ten temat, wyciągam dokumenty na stół. Proszę, kto ma ochotę, niech zajrzy i poczyta.
[patrz poniżej: list intencyjny burmistrza do Szwedów]
– Brzmi ciekawie. Na czym ta jawność Pańskich poczynań miałaby polegać? Proszę o jakiś konkret.
– Jeśli będę burmistrzem, chcę z impetem i wielowątkowo podjąć się poważnych i bardzo śmiałych w założeniu rozmów z pewną francuską firmą posiadającą sieć przedsiębiorstw w całej Europie z branży wysokich technologii. Byłby to pierwszy zaczyn do spektakularnego zwrotu w uprzemysłowieniu Iławy. Jeśli z tamtej strony uzyskam przyzwolenie, natychmiast wyślę list intencyjny do naczelnego dyrektora, z którym już o ambitnym grodzie nad Jeziorakiem miałem przyjemność odbyć rozmowę. Nie odwożę się zawyrokować jaki ostatecznie skutek ten francuski kontakt przyniesie, ale nie wyobrażam sobie, by takie działanie utrzymywać w ciszy burmistrzowskiego gabinetu, bo w dobrze pojętym publicznym interesie bezwzględnie winno być to w każdym szczególe ujawnione. To tylko taki jeden wybrany przykład. Konkluzja zdaje się jednak oczywista. Opłacani z kasy miasta przedstawiciele lokalnej władzy, dysponenci publicznego grosza nie mogą działać w cieniu. Ich każdy krok ma prawo być bacznie analizowany przez mieszkańców, choćby byłoby to bardzo nieporęczne, a czasami wręcz nieprzyjemnie bolesne.
– Chętnie pisał Pan felietony o iławskiej edukacji. Nie odnosi Pan wrażenia, że gołą ręką wkłada malutki patyk w ogromne mrowisko?
– Od edukacji wszystko co rozstrzyga o powodzeniu każdego oddzielnie człowieka musi się zaczynać. Poziom szkolnictwa, jego atrakcyjność i powszechna dostępność od zawsze decydowały o sukcesie małych społeczności i całych narodów. To prawda z rodzaju oczywistych, niewymagająca wytaczania jakichś szczególnych argumentów. Na naszym rodzimym podwórku, w dzisiejszych trudnych czasach, dążenie do spokojnego spoglądania w przyszłość powinno być drogowskazem dla każdej iławskiej rodziny. Bo najlepszą inwestycją dla każdego z nas z osobna i dla całej naszej społeczności są nasze dzieci, najmłodsi iławianie... Sieć przedszkoli w Iławie, publicznych i prywatnych, wymaga gruntownej analizy po to, by spowodować żeby żadne iławskie dziecko nie było pozbawione opieki przedszkolnej. Bezsprzecznie musi wzrosnąć atrakcyjność naszych przedszkoli poprzez zapewnienie dzieciom jak najszerszej oferty starannie przemyślanych animacji łączących edukację z zabawą. Kolejny etap edukacyjnej ścieżki to szkoły podstawowe i gimnazjalne. One też wymagają przemyślanej korekty poprzez ich przeprofilowanie i nadanie wszystkim szkolnym placówkom wyróżniającej je odmienności. Każda z tych szkół powinna dawać wyraźny sygnał, z jakich słynie wysokiej jakości przedmiotów, które z dziedzin nauki obrosły w niej tradycją i metodą nauczania wybiegającą poza narzucony program. Wyjątkowej uwagi wymagają nasze gimnazja, bo to dla dalszej uczniowskiej kariery kluczowy przedsionek, niosący za sobą najwięcej zagrożeń. Dlatego, obok poszukiwania dla tego poziomu nauczania jak najlepszych, wypracowanych w największych wielkomiejskich ośrodkach rozwiązań, należy podjąć szereg wybiegających poza lekcyjny rytm działań. Przy czym nie wolno chować kłopotliwych dla wizerunku szkoły zjawisk głęboko do szuflady, bo to wielka krzywda wyrządzona całemu szkolnemu środowisku. Tymczasem nasze najbliższe otoczenie drapieżnie serwuje nieustanną indoktrynację młodym umysłom. Katalog wyniszczających pokus zdaje się nie mieć żadnego umiaru. Narkotyki, alkohol, przemoc, potok wulgaryzmów, nadmiar ostentacyjnego luzactwa, to tylko wybrane przykłady zagrożeń o jakie ociera się młodzież z każdej iławskiej rodziny, bez względu na jej status społeczny. A my nie możemy udawać, że w Iławie ta ponura strona naszej lokalnej egzystencji nie istnieje. Stąd tak ważnym obowiązkiem dla nas dorosłych jest nieustanne poszukiwanie mądrej i skutecznej dla tych zagrożeń alternatywy. Musi być nią przyjaźnie eksponowana, różnorodna oferta dodatkowych szkolnych i pozaszkolnych zajęć. Z rozmachem podjęta próba pobudzania w młodych ludziach głodu wiedzy, wyłapywania artystycznych talentów, poznawania życia z jego najbardziej pasjonującej strony. Tak jak w przypadku przedszkoli, szkoły podstawowe i gimnazja nie mogą być miejscem szukania oszczędności w miejskiej kasie. Bo jest to wycinek działalności lokalnego samorządu o kapitalnym znaczeniu dla przyszłości kolejnych iławskich pokoleń.
– No dobrze, ale szkoły średnie należą do właściwości starosty. Bez zmiany jakościowej w tych szkołach, iławski szlak edukacyjny będzie prowadził donikąd.
– Ma Pan absolutną rację! Dlatego z tak wielkim niepokojem oczekuję na ostateczny kształt personaliów we władzach powiatowych, jaki wyłoni się w iławskim starostwie. Nie będzie dobrze jeśli nie napotkamy tam partnera rozumiejącego współczesne oświatowe wyzwania. Na szczęście mam na podorędziu kilka awaryjnych rozwiązań. Chociażby takich jak utworzenie Fundacji Nauki czy też powołanie do życia np. Technikum Mechatronicznego z bogato wyposażonym laboratoryjnym zapleczem, nie przez starostę, ale przez burmistrza i radę miejską występujących w roli organu prowadzącego. Tych pomysłów mam dużo więcej, słowo!
– Powrót do okręgów 1-mandatowych spowodował w ustroju samorządowym zupełnie nową sytuację i to nie tylko podczas wyborów. Radny wybrany przez sąsiadów staje się przedstawicielem wytypowanego fragmentu miasta, osiedla, dzielnicy. Czy nie utrudni to pracy rady miejskiej?
– To bardzo interesujące wobec konkretnie wskazanych wyborców zobowiązanie. Radny nowej kadencji musi nabyć niezbędną umiejętność godzenia oczekiwań w wąskim zakresie występującego swojego elektoratu, z postulatami całej lokalnej wspólnoty. By wypełnić odpowiednią treścią walor wybieranego w okręgu jednomandatowym radnego, trzeba mieć w sobie odwagę wchodzenia pomiędzy ludzi i nie uciekania od trudnych rozmów. Co najważniejsze: radny musi wyzwolić wewnętrzną potrzebę dogłębnej orientacji z jakimi problemami zmaga się niemal każda rodzina, na każdej wskazanej ulicy. Jeśli praca radnego nie sprowadzi się wyłącznie do trywialnych dyskusji na temat nowego skwerku i ławeczki, to mieszkańcom Iławy objawi się w pełni profesjonalny, kompatybilny z poczynaniami burmistrza, nowoczesny samorząd.
– W publicznych polemikach często przywołuje Pan dość enigmatyczny termin „korpus służby cywilnej w Iławie”. Proszę przybliżyć sens tego określenia.
– Wbrew pozorom to bardzo proste nawiązanie do jak najlepszych praktyk w samorządowych instytucjach. Chciałbym zrobić w Iławie to, do czego w skali kraju nie potrafiły doprowadzić kolejne rządy. Bezwzględnie trzeba wyplenić, nadpobudliwe w sferze lokalnej polityki, zachowania pracowników ratusza i starostwa pospołu z kierownictwem podległych jednostek. W pełni profesjonalny urzędnik samorządowej administracji ma święty obowiązek skupić się na pracy merytorycznej, koncepcyjnej i służebnej wobec mieszkańców – w poczuciu jak największego dystansu do bieżącej gry politycznej. Nikt mu nie zabrania ubiegać się o mandat radnego. Później jednak musi dokonać wyboru kim chce zostać: urzędnikiem czy lokalnym politykiem. Zasłanianie się brakiem regulacji prawnych zakazujących łączenia mandatów radnych gminnych, miejskich i powiatowych jest pozbawione dobrego smaku. Nie wszystko w naszej codzienności musi wymagać aż ustawowych rozstrzygnięć. W świadomym, obywatelskim społeczeństwie wystarczy akceptowany powszechnie i dochowany przez wszystkich zainteresowanych obyczaj.
– Muszę Pana sprowokować na koniec. Co chciałby Pan przekazać swej konkurentce w II turze, Pani Bernadecie Hordejuk z drugiego miejsca?
– Liczy Pan na jakiś mały skandal? O nie! Ja przede wszystkim gratuluję Pani Hordejuk uzyskania mandatu radnej sejmiku województwa. A w naszej rywalizacji o dostąpienie zaszczytu kierowania iławskim ratuszem spodziewam się zachowania stosownej do tego wydarzenia refleksji i powagi sytuacji. Mieszkańcy Iławy w pełni zasługują na taką właśnie wyborczą atmosferę.
notował:
JAROSŁAW SYNOWIEC
PUBLIKACJA WYBORCZA ZLECONA PRZEZ KOMITET WYBORCZY
WYBORCÓW ADAMA ŻYLIŃSKIEGO: A/2014/11/48/13